wtorek, 18 czerwca 2019

Jej cień nie chciał usiedzieć w miejscu

Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Obudziłem się, wstałem, podrapałem po głowie, karku oraz plecach, po czym założyłem szlafrok. Podreptałem do kuchni i nastawiłem elektryczny czajnik. Gdy woda się zagotowała, zrobiłem sobie kawę. Nie smakowała zbyt dobrze, ale rozbudziła mnie na tyle, bym był w stanie dowlec się jakoś do pracy. Pracuję w bufecie pewnego biurowca. Przed wyjściem poprawiłem jeszcze włosy i umyłem zęby. Nie golę się, bo z zarostem całkiem mi do twarzy.
Nie mam samochodu, więc dojechałem na miejsce tramwajem.
Przez większość dnia było dość nudno. Obsługiwałem ekspres do kawy, podawałem kanapki, czasami jakieś słodkie bułki. Z radia dochodziła muzyka, zagłuszając i tak już ciche rozmowy. Gdy ktoś ziewnął, ja również to zrobiłem.
I wtedy nagle weszła dziewczyna. Nie miała białej koszuli, więc z pewnością tu nie pracowała. Zamiast tego nosiła takie długie, sweteropodobne coś. Żarówiasto żółte w dodatku. Pod spodem koszulkę z jakimś bohomazem, pewnie z Cartoon Network. Różowy pasek z królikiem na zapięciu, zdecydowanie zbyt krótką spódniczkę.
I buty na przewielkich platformach. Matko, jaki festyn.
Rozejrzała się. Z jakiegoś powodu pokazała mi język. Tkwił w nim kolczyk.
Zapomniałem wspomnieć o jej włosach, które miały znacznie więcej kolorów niż jeden, a nawet więcej niż sześć. I o tatuażach. I o tunelach w uszach.
Wyglądała jak koszmar rodzica kwitnącej nastolatki.
Ale przyciągała uwagę. Usiadła przy stoliku, po turecku, kołysząc się na krześle. Rozglądała się wokół i sprawiała wrażenie, jakby w każdym kącie bufetu znajdowało się coś ciekawego. Co chwilę przechylała śmiesznie główkę, kontemplując z uwagą.
Wreszcie podeszła i spytała, czy mam może kakao.
- Czekoladowe cappuccino - zaproponowałem.
Powiedziała, żebym wpuścił do środka odrobinę cytryny, a potem zamieszał siedemnaście razy w lewo i trzynaście razy w prawo. Nie wiem czemu, ale dokładnie tak zrobiłem.
Napisała coś w telefonie (był czerwony w czarne kropki) i czekała dalej, a ja czekałem wraz z nią. Wreszcie nadszedł jakiś starszy facet. Zupełnie typowy, w białej koszuli, zmęczeniu na twarzy i lnianych granatowych spodniach. Usiadł naprzeciw niej.
- Wszystkiego najlepszego, tato! - pisnęła wtedy głośno jak cholera.
- Przyszłaś specjalnie, żeby mi to powiedzieć? - zapytał zdziwiony mężczyzna.
- No ba. Wyszedłeś, zanim wstałam. Wiem, że mogłam napisać, ale szkoda mi neta na ciebie. No i musisz oszczędzać te stare oczy.
Znów pokazała język. Potrajkotali przez chwilę, dopiła napój i poszła.
Zostawiła na podłodze tęczowe ślady. Gdy ja wychodziłem, starałem się po nich stąpać.

***

Następnego dnia obudziłem się i przeciągnąłem. Potrzeszczałem troszkę głośno, aż wszystkie kości ułożyły się wygodnie, mrucząc z zadowolenia. Potem wygrzebałem zaspanie z włosów na głowie, pod pachami i w kilku innych miejscach. Otrzepałem palce i kazałem zaspaniu się schować, by wieczorem znów mogło wejść do mnie przez ucho.
Owinąłem się szlafrokiem, puchatym i mięciutkim. Popatrzyłem w lustro. Wyglądałem przytulnie, jak bok drzemiącego psa. Pyknąłem sobie elektryczny czajnik, a gdy on odpyknął, pyknęliśmy sobie wspólnie kawkę. Była gorzka, smakowała jak cmentarz i przez chwilkę żałowałem, że nie kupiłem ciut lepszej. Ale nic to - ważne, że dawała power.
Poprawiłem włosy, umyłem zęby, a gdy gulgotałem, starałem się robić to jak najdłużej, w wyniku czego oplułem sobie bluzkę. Było warto. Pobiłem swój rekord.
Nie ogoliłem się, bo piękniej i tak już wyglądać się nie da.
Do pracy pojechałem tramwajem. Lubię to robić. Patrzeć przez okno na biegnący świat, spieszący się gdzieś nieziemsko, jak biały królik z zegarkiem. Myślałem o jego norce, patrząc na okna piwnic. Widziałem, jak jakiś kot w niej zniknął.
Wtedy dotarło do mnie, że będę miał dobry dzień.

17.12.2016