środa, 26 maja 2021

Opowiadanie o kupie

Nocą, gdy wszyscy drzemali już w łóżeczkach, wymknąłem się po cichutku na przedpokój i postawiłem tam dwa niewielkie klocki. Była to kara za brak wieczornego spaceru. Nie byłem co prawda zbyt chętny do odmrożenia sobie tyłka na skutym lodem podwórku, ale ludzie nie dali mi nawet takiej możliwości, co uważam za wielkie zaniedbanie. Wycisnąłem więc z siebie dwie niespodzianki na samym środku holu, by pokazać im, kto tu rządzi.
Gdy nastał ranek, owoc mojej pracy został wdeptany w podłogę przez Dużego. Duży nie jest ani stary, ani schorowany, ale uwielbia być w centrum uwagi, uwielbia, gdy ludzie wokół niego skaczą, dlatego udaje nieustannie, że stoi jedną nogą w grobie. Inni zdają sobie sprawę z tej symulacji, ale litują się nad nim dla świętego spokoju.
Duży potrafi ustawić się w życiu i za to go szanuję. Problem w tym, że udawanie tak weszło mu w krew, że nie uważa za stosowne, na przykład, patrzeć pod własne nogi. Idzie więc jak taran, nie zważając na nic i nikogo. Rozwalił już w ten sposób wiele zabawek Najmniejszemu. No i wdeptał moje klocki w podłogę.
Później wielogodzinne wrzaski Najmniejszego przyniosły wreszcie efekt i Chuda uniosła leniwie powieki. Spytała zaspanym głosem, czego to maluch chce.
- Piciu mama - odpowiedział Najmniejszy, który elokwencją nie grzeszy.
Mama odkryła zaś, że piciu nie ma w zasięgu ręki i trzeba wybrać się po nie do kuchni. A kuchnia znajduje się na końcu przedpokoju. Tak więc chwilę później rozległo się pukanie do drzwi Mójpana - który to spał w najlepsze - oraz głośna informacja:
- Przedpokój jest cały obsrany!
Następnie Chuda uznała, że uczyniła już wszystko, co było do zrobienia w tej sprawie, więc dała Najmniejszemu pić i zawinęła się z powrotem w kołdrę.
Mójpan wstał. Przeciągnął się. Podrapał po głowie i nie tylko po głowie. A potem wyszedł z sypialni, by ocenić stan owego obsrania. Zauważył wtedy trzy rzeczy:
Po pierwsze: obsranie zostało wdeptane w podłogę.
Po drugie: nie ma papieru toaletowego.
Po trzecie: nie ma Dużej, więc pewnie poszła po pieczywo i być może kupi też papier.
Po wysnuciu tych wniosków Mójpan zrobił siku i położył się z powrotem.
Minął jakiś czas. Chuda nie wypuszczała Najmniejszego z pokoju, żeby w swej niebywałej inteligencji nie zjadł przypadkiem mojej kupy. Duży wpatrywał się tępo w telewizor, nie dostrzegając najwyraźniej zabrudzenia na kapciu. Mójpan spał.
A jeśli o mnie chodzi, to gryzłem zabawkę i wszystko to miałem pod ogonem.
Wreszcie wróciła Duża. Berbeć zaczął krzyczeć "babcia, babcia!" i wybiegł z przedpokoju, omijając szczęśliwie niespodzianki, dzięki Fartowi Małego Rozumku. Wiecie, temu samemu, które pozwala mu przewracać się po czterdzieści razy dziennie i nie mieć żadnego siniaka. Dodam z zadowoleniem, że dysponuję identycznym fartem.
No więc Duża spojrzała wtedy na Najmniejszego i tym samym spojrzała również na klocki. Przerwała więc wyjmowanie bułek z siatki i zapukała do Mójpana, krzycząc:
- Przedpokój jest cały obsrany!
Mójpan wstał. Powtórzył rytuał drapania. Ziewnął.
- Kupiłaś papier?! - spytał następnie.
- Kupiłam! - odpowiedziała Duża.
Tak więc mój ukochany młodzieniec ponownie wyszedł, by ocenić stan obsrania przedpokoju. I przypomniał sobie o wdeptaniu obsrania w ziemię.
- Ja nie będę tego sprzątał - oświadczył. - Niech zdrapuje to ten, kto w to wdepnął.
- Ale ja nie wiem, kto w to wdepnął.
Mójpan spojrzał na matkę z politowaniem, ona odpowiedziała mu tym samym, a potem zapytali o zaistniałą sprawę Dużego.
- Ja w nic nie wchodziłem - skłamał Duży, który do tego momentu zdążył już połączyć fakty.
Z kłamstwa zdawali sobie sprawę absolutnie wszyscy, ale też wszyscy postanowili puścić je mimo uszu. Zresztą oczywistym było, że Duży kupy nie sprzątnie, bo schylał to się on ostatnio w latach dziewięćdziesiątych.
- Ja mam to gdzieś - powiedział Mójpan. - I tak nie będę tego zdrapywał.
- A byłeś z nim wieczorem? - spytała go matka.
- No nie. Ale i tak było zimno i mokro, bo śnieg stopniał. Na pewno by się nie załatwił. A kupę spokojnie może posprzątać ktoś inny.
- Ja na pewno nie - oświadczyła Duża.
- Ani ja - dodała Chuda.
- Ja tyś nie bende tygo śpontał! - wydarł się niepotrzebnie Najmniejszy.
Za to Duży udał, że nie słyszy.
- Niech młoda to zdrapuje. Nie wychodzi z nim, nie daje mu jeść, nawet wody mu nie nalewa, a to przecież podobno jej pies. Mogłaby coś przy nim zrobić dla odmiany.
- Ale przecież ona jest w szkole.
- No to niech kupa leży do jej powrotu.
I leżała. Mała wróciła po południu, zapoznała się z zaistniałą sytuacją i również oświadczyła, że klockami się bawić nie będzie.
- Chciałaś yorka? - spytał Mójpan. - Kto go dostał na święta, ty czy ja?
- To było pięć lat temu - odpowiedziała Mała.
- Ale to nie zmienia faktu, że jest twój. Robisz przy nim cokolwiek?
- Nie. Ale ja chodzę do szkoły. A ty robisz cokolwiek prócz wychodzenia z tym psem?
I to był cios poniżej pasa. Mójpan nie ma ani szkoły, ani pracy i nienawidzi, gdy mu się to wypomina. Obraził się więc, trzasnął drzwiami. No i wtedy się zaczęło.
Duża wydarła się na Małą, że potraktowała brata w ten sposób.
Mała wydarła się na Dużą, że wszyscy mają do niej o wszystko pretensje.
Chuda wydarła się na wszystkich, że na podłodze wciąż jest kupa.
Najmniejszy zaczął się zaś wydzierać dla samej radości wydzierania.
Zaś ja... Ja poszedłem powyć trochę pod drzwiami Mójpana, żeby mi je otworzył. A gdy już to zrobił, spuściłem uszy, położyłem mu łeb na kolanach i przeprosiłem za te klocki. Nie dlatego, że czułem się winny (bo nie czułem) ale dlatego, że kocham mojego Mójpana i nie lubię, kiedy się złości. I on też mnie kocha, dlatego podrapał mnie po karku.
A potem posprzątał tę kupę. I tak oto uratowałem sytuację.

Na zakończenie w formie epilogu wypadałoby jeszcze wspomnieć, że w całym tym zamieszaniu, pośród wszystkich tych krzyków i pretensji, po cichutku i bez rozgłaszania tego wszem i wobec, na poranny spacer wyszedł ze mną Duży.
12.1.2015