Chciałem być twoją kotwicą, wbitą głęboko między kocie łby,
ale wolałaś żeby były nią tabletki. Wiadomo, trzeba się czymś wypełnić, żeby
nie odlecieć i nie utknąć w dziurze ozonowej. Ty jednak ciążysz rzeczami, które
ulatują natychmiast, jakby brzydziły się zostać na dłużej. Chemią, papierosami,
kolorami TVN-u i może kilkoma kroplami nasienia, które zbiły się już w
wałkujący, biały brud, szorstki, kruchy, całkiem jak wszystko, co masz w
głowie.
Mówiłaś, że fiut w ustach jest jak papieros, tylko mniej
trujący i ludzie gapią się z bardziej skrzywionym uśmiechem. Pamiętasz tę laskę,
która chodziła w zimowej kurtce nawet, gdy słońce napierdalało w kark jak
rozżarzone żelazko? Cygankę, która krzątała się między kamienicami i robiła
laskę za dwie dychy (ponoć, bo nikt nie przyznał się, że skorzystał)?
Wyrzucali ją ze sklepów, bo narzucała się absolutnie wszystkim.
Nie przyjmowała odmowy - ani tej grzecznej, ani wspartej paroma kurwami. Jakby
nic nie usłyszała. Albo jakby wyleciało jej z głowy razem z imionami dzieci, do
których i tak nie ma żadnych praw. Ona mogła mieć podobne podejście do życia,
tyle że naprawdę, a nie jedynie na pokaz. Nie po to, żeby poczuć się gorszą.
Kutas nie jest kawałkiem mięsa. To odrobina życia, ale nie ta, którą wydarto brutalnie ze zwierzęcia, byś mogła zatkać sobie nią usta. I w przeciwieństwie do niej nie jebie padliną.
Ty wolisz zapach krwi, prawda? Czerwonej wanny, jakby ktoś
ugotował w niej barszcz, zmieszany z wódką i toną ibuprofenu - bo chcemy żeby
bolało, ale nie chcemy przecież cierpieć. Pragniemy jedynie tej odrobiny, jak
klaps tu i tam, jak pociągnięcie za włosy, jak ten moment, kiedy nie możesz
oddychać, ale wiesz, że wkrótce wypełnisz mózg życiodajnym smogiem.
Oczywiście powiesz, że nie. Zawsze mówisz, że nie i
uśmiechasz się wesoło, tak fałszywie, że pękają obiektywy lustrzanek. Chyba, że
się przyznasz i masz usprawiedliwienie. Lekarza, tego kiwającego główką, jak plastikowy mistrz
Yoda w twoim samochodzie, wypisujący receptę na ciemną stronę mocy.
Nie dotrzesz do niej, jeśli nie przerwiesz czyjegoś
życia.
No bo pamiętasz pewnie, jak poprosiłaś starego, żeby
załatwił ci broń (bo jesteś tylko słabą laską, drwiącą z czarnych marszów, gdy
akurat nie chcesz czuć się silna). A on popatrzył ci prosto w oczy, jakoś tak
poważniej niż zwykle. I załatwił. Gazową, byś nie mogła się nią cieszyć.
Mówiłem, wszyscy wiedzą. Pokaż cycki, to może na
chwilę zapomną.
Tylko ja jakoś nie zamierzam. Bo uwielbiam szukać wygłodniałych kotków,
żeby wypełnić się ich mruczeniem. Szkoda tylko, że gdy podsunę im miskę pod nos, to zjedzą i od razu
spierdalają. Coś ciągnie je z powrotem na śmietnik.
5.8.2019