piątek, 13 lipca 2018

Piszę do ciebie z księżyca


Pod nogami mam pył, wokół jedynie ciemność.
Kładę się na ziemi, zwijam w kłębek i próbuję zasnąć. Myślę o tobie.
To wszystko twoja wina. To przez ciebie jestem sama jak palec.

***

Dawniej czułam, że jesteśmy sobie bliskie. Stawałyśmy bok w bok w walce o lepsze jutro, o uporządkowanie wszechobecnego chaosu. Każdy problem był do rozwiązania, w każdej bitwie była szansa na wygraną, jeśli tylko byłyśmy razem.
Rzeczywistość nie miała z nami szans.
I wreszcie zmęczony uśmiech, może ciut wymuszony, ale jednak. Znów się nie dałyśmy, siostro. Kolejna przeszkoda zmyka z podkulonym ogonem, świat stał się na powrót piękny.
Tylko chwilowo, bo życie jest wojną, prowadzoną o każdy moment szczęścia.
Małe radości, kryjące się w ciastkach i spojrzeniach, we wszystkim, co zwyczajne.
Małe smutki, gdy jedna nie daje już rady, a druga musi wziąć ją na grzbiet, przenieść przez problemy, wciągające jak bagno. Łzy, gdy otwierasz po wszystkim oczy.
I małe złości, na które mamy czas tylko, gdy jest spokój. Gdy wszyscy mają pełne brzuchy, a kosmos nie chce skopać nam zadków. Znajdzie się wtedy chwilka na foszek, bo zostawiłam w domu nasz wspólny prezent, bo zjadłam twoje ulubione kalorie, bo tobie również zdarza się czasem coś schrzanić, a ideały nie istnieją.
Tęsknię za tymi kłótniami.
Tęsknię też za godzeniem się.
A najbardziej to tęsknię za tobą.

***

Problem w tym, że nie wszyscy rodzą się normalni. Niektórym namalowano pędzelkiem piętno, innych wszechświat po prostu nie lubi.
Niektórzy widzą w niebie głęboki ocean, ciepły, przyjazny, szepczący, że wszystko będzie dobrze. Inni widzą w nim tylko nieskończoną pustkę.
Niektórzy są dniem, a niektórzy nocą.
Jak wiesz, mam pewne znamię. Niewielką plamkę na boku. Może ta łatka jest moim przekleństwem? Może to właśnie ona skazała mnie na brak zrozumienia?
Z całego serca wierzę, że ciąży na mnie fatum.

***

Co drugi mój uśmiech był fałszywy. Ty się cieszyłaś, a ja połykałam łzy. Ty widziałaś słońce, przebijające się przez chmury, ja patrzyłam na księżyc, starając się przetrwać kolejną samotną, nieprzespaną noc. I radość w końcu zniknęła.
Im lepiej było z nami, tym gorzej było ze mną.
Czułam, że do siebie nie pasujemy. Wiedziałam, że jest jakiś problem, ale nie rozumiałam jeszcze jaki. Aż w końcu doznałam olśnienia.
Ciągnęłam cię na dno.
Bezsenne noce, płacz w poduszkę, rozbijanie luster w gniewie.
Potłuczone szkło wydrapywało twój uśmiech.
Zamierzałam odejść, bo nie chciałam być dla ciebie ciężarem. Nie chciałam być sama, więc nigdy tego nie zrobiłam. Próbowałam się dla ciebie naprawić.
Nie dałam rady, więc zaczęłam cię nienawidzić.

***

Twoja normalność wbiła mi nóż w serce. Byłaś lubiana, a ja krzywdziłam wszystkich, łącznie z samą sobą. Byłaś szczęśliwa, a ja dławiłam się smutkiem.
Żyłaś w blasku słońca. Ja żyłam w twoim cieniu.
Musiałaś widzieć, że nie wszystko jest w porządku. Musiałaś zdawać sobie sprawę, że moja poczytalność umiera. Ale nigdy nie zapytałaś. Nie przeniosłaś mnie przez to bagno. Nie potrafię ci tego wybaczyć. Wątpię, bym kiedykolwiek potrafiła.
W końcu zapragnęłam twojej śmierci. Chciałam oberwać jeszcze bardziej, niż oberwałam do tej pory. Chciałam by wszystko co kocham, przestało wreszcie istnieć.
Nie chciałam żyć. I nie chciałam żebyś ty żyła.
Nienawiść przeżarła mnie na wylot.

***

Teraz jestem tu sama. W pyle, a może popiele. W gruzach tego, kim byłam dawniej. Tak daleko, że dalej już się nie da.
Chciałabym na ciebie spojrzeć, choć wiem, że to niemożliwe.
Chciałabym wiedzieć kim będę, gdy nic już ze mnie nie zostanie. Gdy dawna ja obróci się w nicość, ułożę się od początku, a życie zacznie się wreszcie od nowa.
Drżę na samą myśl, że znów mogłabym kogoś skrzywdzić.
22.4.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz