czwartek, 30 marca 2023

Może pokochasz mnie tak mocno, że też się pokocham

Kochanie kojarzy mi się ze spacerem w zimie, gdy chłód palił nas w policzki, jakby posypywał solą świeże rany. Zbliżała się już noc, ale otoczenie było jasne jak w dzień, bo światło księżyca odbijało się od pokrywającego wszystko wokół śniegu. Leżał na chodniku, na dachach i szybach samochodów, na torach, po których przyjechał wiozący mnie tramwaj (spóźniłem się pół godziny, a ty stałaś sama jak palec na przystanku, tuptając w miejscu, marznąc i zastanawiając się, czy przyjdę). Był na twojej czapce, na twoim miękkim płaszczu, na twoim nosie oraz pod twoimi oczami.
Pamiętam wszystkie momenty, w których nie wiedziałem, co powiedzieć, i ty też nie wiedziałaś, więc szliśmy razem, ramię w ramię, pozostawiając białe ślady na odśnieżonym kawałku drogi przed kościołem. Zerkaliśmy na siebie, zauważaliśmy wzajemnie swoje piegi, znamiona, blizny; patrzyliśmy, jak włosy na grzywkach sterczą nam troszkę, bo zmokły, a potem zmarzły; jak z każdym krokiem coraz bardziej różowieją nam twarze; jak pozostają nam na rzęsach krople po roztopionych płatkach śniegu. W tamtym momencie było to tak istotne, jak szczegóły na najpiękniejszym obrazie, który zobaczyliśmy kiedyś wspólnie w muzeum i niby przypadkiem wciąż wracaliśmy do sali, w której go wystawiono, bo ciągle chcieliśmy go oglądać, ale nikt nie chciał tego zaproponować, bo głupio było ciągnąć drugą osobę do tego samego pomieszczenia dziesiąty raz z rzędu.
Kochanie kojarzy mi się bardziej z milczeniem niż z mówieniem, bo mówić można o czymś z każdym, nawet ze świeżo poznaną panią, obok której siedzisz w samolocie i to wystarczy, by poznać całą historię jej rodziny, a w szczególności marki aut, którymi jeżdżą mężowie jej wnuczek. Ale nie z każdym można być cicho bez uczucia, że nie mówiąc, robisz coś bardzo nie tak.
Pamiętam wspólne milczenie, gdy leciały już napisy końcowe; przewijały się białym maczkiem na czarnym tle wspomnienia o ludziach, których nigdy nie spotkaliśmy, nie spotkamy i nie zapamiętamy, ale dołożyli swoje cegiełki do uczynienia naszego wieczoru słodszym. Ciszę po filmie i po kawie (zapomnieliśmy, że kubki stoją na podłodze tuż obok, więc pewnie byśmy je przewrócili, gdybyśmy zamierzali kiedykolwiek wstać spod koca). Z telewizora dobiegała nas muzyka, ale równie dobrze mogłoby jej nie być, bo przecież mieliśmy nasze oddechy i pulsowanie żył w zgięciach łokci ramion, którymi obejmowaliśmy się tak mocno, by ścisnąć się w zwartą całość.
Kiedyś myślałem, że będę zawsze sam, bo nikt nigdy by nie stwierdził, że najpiękniejsze są we mnie moje pęknięcia, a gdy patrzę w lustro, składam się wyłącznie z pęknięć.
Teraz myślę, że nie wiem, czy tak będzie. Nigdy tego nie powiesz, ja też nie uwierzę w to zbyt łatwo, ale gdy będziemy pocić się razem, to może wszystko się jakoś poskleja.

25.03.2023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz